Mazury 2012 - "Bunkier Tour"

Ponownie mazury, tym razem leśnym tropem bunkrów z 1 i 2 Wojny Światowej.
Cel: bunkry
Czas: 13-19 sierpnia 2012
Dystans: 370,4 km
z kim: Jan Łobos (John)

Dzień 1 : (20km)  W domu pobudka ok. 4:20, szybkie śniadanie, sprawdzenie bagażu i pierwsze kilometry zrobione w pośpiechu na pociąg do Warszawy .
- godzina 6:33 - pociąg z Warszawy do Olsztyna - trochę ciasno ale jeszcze się zmieściliśmy, podróż pociągiem minęła całkiem szybko, pewnie przez niepewność czy zdążymy na drugi pociąg jadący w stronę Kętrzyna - na przesiadkę mieliśmy 7 minut, co w normalnych warunkach może się wydawać niemalże wiecznością, jednak przy konieczności wyciągnięcia rowerów i bagażu z pociągu, przedostania się po schodach na inny peron i zapakowania się ponownie do pociągu zmusza do pośpiechu który nie zawsze się dobrze kończy (jak to mawiają - "gdy się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy"). Na szczęście w naszym przypadku wszystko poszło sprawnie i bez problemu i ok godziny 12 szczęśliwi dojechaliśmy do celu.
- z Kętrzyna mieliśmy jeszcze tylko 20 km do naszego pierwszego miejsca noclegowego u znajomych w Radziejach. 
Dlaczego tak mało? 
-Bo po 5 godzinach jazdy pociągiem zamiast nabrać ochoty na jazdę, zachciało nam się jeść, spać, leżeć na trawie i wiele innych rzeczy które nie mają nic wspólnego z wysiłkiem fizycznym, zwłaszca po tym jak zostaliśmy poczęstowani pyszną zupą :)


Pierwszy bunkier w drodze do Radzieji

Dzień 2 : (67,7 km)zaplanowana trasa : Doba - Giżycko(Twierdza Boyen) - Harsz - Sztynort - Radzieje. Większość leśnymi ścieżkami i szlakami rowerowymi. 
Doba: pojawiły się pierwsze spory, które rozstrzygaliśmy na bieżąco


Dzień niestety był deszczowy, dlatego nie zawitaliśmy na długo do Twierdzy Boyen - zajrzeliśmy do środka, pstryknęliśmy zdjęcie w bramie i jechaliśmy dalej.


Po drodze z Giżycka zasadniczo nic wielkiego się nie zdarzyło poza odkryciem, że dobra droga na mapie nie równa się dobra droga w rzeczywistości - ale przynajmniej było ciekawie... Na zdjęciach przykłady dróg które się nagle kończyły lub po prostu były ciut bardziej dzikie niż wskazywała na to mapa.


Przed Sztynortem zatrzymaliśmy się na krótki posiłek i pokrzepieni zupką chińską(nigdy więcej!!!) ruszyliśmy z powrotem do Radziej.



Dzień 3 : (67,7km) Kolejny dzień, wstaliśmy nie za wcześnie - przecież trzeba się wyspać a nigdzie się nikomu nie śpieszy :). Spokojnie zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy przez lasy w stronę Memerek po drodze zaliczając byłą kwaterę szefa Kancelarii Rzeszy gen. Lammersa. W Mamerkach znajduje się ok. 30 niezniszczonych bunkrów Kwatery Głównej Niemieckich Wojsk Lądowych (dla zainteresowanych polecam link: http://www.mamerki.com/mapa.html).
Z Mamerek ruszyliśmy już asfaltem do miejscowości Trygort gdzie (tak jak poprowadził nas czerwony szlak) wskoczyliśmy z powrotem na leśne/polne drogi wzdłuż brzegu j.Mamry. W okolicach Węgorzewa (o ile dobrze pamiętam) napotkaliśmy małe osiedle kiczowatych domów letniskowych chyba we wszystkich kolorach  tęczy (ktoś potraktował zbyt dosłownie słowa "do wyboru do koloru")


Dalszy ciąg trasy to Węgorzewo - Ogonki (długa ścieżka rowerowa), Ogonki - Harsz (tu jak widać na mapie wybraliśmy niekoniecznie najszybszą drogę do celu. Skończyło się szlakiem pełnym krzaków i błota ale zaowocowało to stworzeniem dość nietypowego statywu na kierownicę roweru - tak wiem, że istnieją bardziej profesjonalne rozwiązania ale pomysł powstał spontanicznie i na tamtą chwilę nie posiadaliśmy nic lepszego. Dodam jeszcze, że ten patent przetrwał cały wyjazd ;] )


Z Harszu przez Sztynort (po drodze jedząc obiad) i Łabapę wróciliśmy do Radzieji.


Dzień 4 : (71,5km) Rano patrząc na mapę uznaliśmy, że zaliczyliśmy już większość okolicznych bunkrów i czas przejechać się gdzieś dalej. Spakowaliśmy rzeczy które mieliśmy ze sobą - bo do Radzieji nie zamierzaliśmy wracać tego dnia.
Trasa przez nas zaplanowana zapowiadała się wspaniale, według mapy niemalże co chwila mieliśmy napotykać na bunkry, które ustawione były jeden za drugim wzdłuż dróg. Liczyliśmy na to, że przyjemnie będziemy pokonywać kolejne kilometry a bunkry będą same wyrastać nam przed nosem. Jak łatwo się domyśleć nasze oczekiwania dość znacznie rozminęły się z rzeczywistością.
      Pierwsze pozostałości po bunkrach udało nam się odnaleźć dopiero w okolicach Cierzpięt. Niestety to nie było to czego oczekiwaliśmy  (kto by oczekiwał sterty gruzu zamiast bunkru oznaczonego na mapie).


Trochę zawiedzeni szukaliśmy kolejnych punktów, które wskazywała mapa licząc na to, że następne będą  choć trochę przypominać swoją pierwotną formę(zachęcała nas do tego tablica w Cierzpiętach informująca o tym, że w okolicznych lasach znajduje się dobrze zachowany schron). Po kolejnych rozczarowaniach (kolejne kupy gruzu) ruszyliśmy dalej drogą w kierunku jeziora Tyrkło. Może kolejne oznaczenia na mapie okażą się czymś więcej? Jak to mówią "Nadzieja matką głupich" lub jak kto woli "Nadzieja jest pierwszym krokiem na drodze do rozczarowania" . Oczywiście sprawdziło się również powiedzenie "nieszczęścia chodzą parami". Nie dość, że nie udało nam się znaleźć żadnego schronu w dalszej drodze to z tylnego koła u Jaśka zaczęło uciekać powietrze - czas najwyższy na postój, naprawę i poprawę humoru niezawodną czekoladą :)


Dalej ruszyliśmy do miejscowości Orzysz, gdzie zaopatrzyliśmy się w jedzenie i rozpoczęliśmy poszukiwania dogodnego miejsca do bezpłatnego rozbicia namiotu w pobliżu jeziora - po krótkim rekonesansie terenu w okolicy jeziora Orzysz i Wierzbińskiego udało się takowe znaleźć.

Dzień 5 : (50,1km)  Po średnio przespanej nocy (po drugiej stronie jeziora w ośrodku wypoczynkowym była dyskoteka) zjedliśmy śniadanie, złożyliśmy namiot i ruszyliśmy w stronę Kruklanek i jeziora Gołdopiwo. Po drodze wreszcie udało nam się wypatrzeć kilka bunkrów na przydrożnych polach - oczywiście kilka z tych oznaczonych na mapie ominęliśmy.






Nie obyło się również bez awarii roweru (na szczęście nie mojego :]), hak mocujący tylną przerzutkę dość znacząco się wygiął i przerzutki nie działały tak jak powinny dodatkowo grożąc zahaczeniem o szprychy. Chwila bezsensownego dłubania przy haku dała czas naszym umysłom na ochłonięcie i trzeźwe myślenie. Przy pomocy multitool'a (używając go jako dźwigni) udało się naprostować hak i ruszyć dalej w drogę.


Dojeżdżając do Kruklanek natknęliśmy się na punkt widokowy i pozostałości po moście kolejowym.



















Dzień 6 : (72km)  Jak widać na załączonej mapie był już tylko powrotem do Radzieji (niekoniecznie najprostrzą drogą)... W okolicy Pozedrza jadąc po dawnym nasypie kolejowym zobaczyliśmy jeszcze byłą siedzibę Himmlera. Schron jest w świetnym stanie biorąc pod uwagę próby wysadzenia go przez wycofujące się wojska Niemieckie. I nic oprócz próby nagrania "strasznego" filmu w mamerkach (nie udało się - za dużo ludzi zwiedzających bunkry) i radości z jazdy rowerem nie spotkało nas już tego dnia.


Dzień 7 : (20,6km)  To był tylko dojazd do PKP, i podróż pociągiem z powrotem do Warszawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz